ActivityPub Viewer

A small tool to view real-world ActivityPub objects as JSON! Enter a URL or username from Mastodon or a similar service below, and we'll send a request with the right Accept header to the server to view the underlying object.

Open in browser →
{ "@context": "https://www.w3.org/ns/activitystreams", "type": "OrderedCollectionPage", "orderedItems": [ { "type": "Create", "actor": "https://www.minds.com/api/activitypub/users/1152260593936244746", "object": { "type": "Note", "id": "https://www.minds.com/api/activitypub/users/1152260593936244746/entities/urn:activity:1170702020827820032", "attributedTo": "https://www.minds.com/api/activitypub/users/1152260593936244746", "content": "\"Jaki kryzys nas czeka? Kilka słów o stanie naszych finansów publicznych\"<br />Nie jest niczym odkrywczym, ani nie świadczy o bystrości umysłu obserwatora życia gospodarczego, jeśli wieszczy nadchodzący kryzys w czasach rozkwitu, a co dopiero gdy następuje widoczne spowolnienie gospodarcze i wszyscy - nawet ci średnio zorientowani w prawidłach ekonomii - przeczuwają nadchodzące zmiany. Warto się jednak zastanowić, jaki charakter będzie miał nadchodzący kryzys. Czy będzie niczym spektakularne zawalenie się przez lata wznoszonej budowli, czy raczej będziemy świadkami powolnego odpadania poszczególnych jej elementów, aż do obnażenia lichego szkieletu i fundamentów? Weźmy pod lupę pierwszy scenariusz. Otóż, patrząc na problem z perspektywy własnego podwórka, a jednocześnie nie tracąc z pola widzenia szerszej perspektywy, musimy stwierdzić, iż prawdopodobieństwo gwałtownego upadku polskiej gospodarki jest silnie skorelowane z możliwością wystąpienia globalnego krachu. Nie jesteśmy w stanie obronić się przed światowym załamaniem, bowiem nasza gospodarka jest silnie sprzęgnięta z międzynarodowym systemem gospodarczym. W 2019 roku nasz Produkt Krajowym Brutto (PKB) wyniósł 2,27 bln zł, natomiast wartość eksportu - 1,27 bln zł, a importu 1,15 bln zł. Mimo zastrzeżeń dotyczących sposobu liczenia PKB, bez wątpienia dane pozwalają prawidłowo zobrazować, jak silnie odczulibyśmy załamanie wymiany handlowej, które nieuchronnie towarzyszyłoby światowej recesji. <br />Handel zagraniczny nie jest jednak jedynym kanałem, przez który bardzo szybko odczulibyśmy skutki kryzysu. Z roku na rok coraz większym problemem staje się dług publiczny, który według oficjalnych statystyk w 2019 r. sięgnął kwoty 1,045 bln zł (46 procent PKB). Trzeba mieć jednak na uwadze, iż tak naprawdę zadłużenie jest wyższe, bowiem do oficjalnych statystyk nie wlicza się chociażby zobowiązań z tytułu wypłaty przyszłych świadczeń emerytalnych, a ponadto krajowa metodologia liczenia długu publicznego nie uwzględnia niektórych podmiotów kontrolowanych przez Skarb Państwa, lecz formalnie będących poza sektorem finansów publicznych. Sztandarowym przykładem takiej jednostki jest Polski Fundusz Rozwoju (PFR SA), którego bilans i tym samym znaczenie w ostatnich latach gwałtownie rośnie, a szczytem jego zaangażowania w politykę fiskalną rządu było zaciągniecie zobowiązania w kwocie 100 mld złotych na tzw. tarczę antykryzysową. Można się spodziewać, iż to nie jedyne zadanie specjalne, do którego zostanie wykorzystany PFR. Zapewne rządzący coraz chętniej będą korzystali z tego typu instytucji, bo przecież niekorzystne wskaźniki zobowiązań negatywnie wpływają na wizerunek medialny rządu. Co więcej, osiągnięcie pewnych poziomów zadłużenia oznacza konieczność dostosowania ustawy budżetowej do wymogów, jakie narzuca z tego tytułu ustawa o finansach publicznych. Trzeba również pamiętać, iż przekroczenie wartości długu stanowiącego 3/5 rocznego PKB oznacza złamanie Konstytucji (art. 216, ust. 5).<br />Nie jest tajemnicą, że dług sektora publicznego z roku na rok nominalnie niemal ciągle rośnie (w 2010 wynosił 773,3 mld zł), co oczywiście przekłada się na zwiększone wydatki na jego obsługę i tutaj dochodzimy do bodaj najważniejszego zagadnienia związanego z zadłużeniem. Kto korzysta na pożyczaniu pieniędzy państwu i jakie korzyści z tego tytułu otrzymuje?<br />Zacznijmy od odpowiedzi na drugą część pytania, wyszukując w oficjalnych statystykach kwotę wydatkowaną na obsługę długu publicznego, która to w minionym roku wyniosła 27,3 mld zł. Komu przypadają odsetki będące główną pozycją ukrytą pod przytoczoną kategorią kosztów? Otóż w przybliżeniu można się tego dowiedzieć, analizując strukturę długu. Według danych z końca lipca 2020 roku wartość zadłużenia wobec inwestorów zagranicznych (tzw. nierezydenci) wyniosła około 370 mld zł, co stanowiło 33,8% całości długu Skarbu Państwa. Trzeba mieć świadomość, iż wśród podmiotów klasyfikowanych przez ministerialnych urzędników jako podmioty krajowe, często kryją się również podmioty kontrolowane z zagranicy. Przykładowo jeśli obligacje skarbowe kupi ING Bank Śląski, to w statystykach widnieje on jako podmiot krajowy, lecz nie trudno odkryć, że większościowym akcjonariuszem tego banku jest holenderska grupa ING. Dlaczego struktura własnościowa długu jest ważna? Z bardzo prostej przyczyny. Otóż, jest o wiele korzystniej dla danego państwa, jeżeli pożyczkodawcy mają wspólny interes w ratowaniu gospodarki narodowej. Nie chodzi wcale o myślenie w kategoriach zmowy dłużników zagranicznych wobec Polski, lecz o zdroworozsądkowe myślenie, bowiem czymś zrozumiałym byłoby, gdyby dysponenci zagranicznego kapitału w sytuacji powszechnego kryzysu, zaczęli wycofywać fundusze z ościennych krajów celem ratowania własnych gospodarek.<br />A teraz wyobraźmy sobie, iż wybucha światowy kryzys i na najbliższej aukcji obligacji skarbowych, rząd nie znajduje chętnych na nabycie obligacji. W takiej sytuacji nawet największe sztuczki księgowe premiera Morawieckiego nie będą mogły sprawić, iż w budżecie pojawią się pieniądze. O tym, w jakich tarapatach znalazłoby się polskie państwo w sytuacji, w której nie jest w stanie pożyczyć na rynku finansowym pieniędzy, mówi nam miara zwana zapotrzebowaniem pożyczkowym brutto. W 2019 roku wyniosła ona 122,8 mld zł. Najczęściej posiadacze obligacji skarbowych decydują się na tzw. rolowanie obligacji, co oznacza, że w zamian za wymagalne w danym roku papiery wartościowe, godzą się otrzymać nowe. Większość zapotrzebowania zaspokajana jest właśnie w ten sposób, jednak w sytuacji krachu wierzyciele będą domagać się raczej pieniędzy zamiast papierów wartościowych, które lada chwila mogą stać się bezwartościowe. Dodać należy, że w ciągu najbliższych dwóch lat wartość naszego długu, który stanie się wymagalny wynosi 311,2 mld zł.<br />Jak zakopać wyrwę w budżecie na kilkaset miliardów złotych? Można ratować się na dwa sposoby. Krótkoterminowym lekarstwem może być sprzedaż posiadanego majątku, jednak takie działanie wymaga uruchomienia określonej procedury, która przeprowadzona w pośpiechu i w warunkach dekoniunktury, daje małe szanse na uzyskanie godziwej ceny. Prostszą metodą jest obcięcie wydatków budżetowych, jednak takie postępowanie może wywołać trudne do przewidzenia skutki społeczne, a w dodatku ograniczenie wydatków może okazać się niewystarczające. Przykładowo nawet gdyby zlikwidowano program 500+, nie rozwiązałoby to kłopotów, bowiem przyszłoroczne wydatki z tego tytułu wynoszą \"zaledwie\" 41 mld zł.<br />Nasza wrażliwość na zewnętrzne turbulencje gospodarcze nie sprowadza się jedynie do wielkości wymiany handlowej, czy struktury właścicielskiej długu publicznego. Istotnym kanałem zwiększającym podatność naszego państwa na światowy kryzys jest również kurs walutowy, który ma wpływ na wartość i tym samym koszty obsługi długu w walucie obcej, bowiem już od wielu lat Ministerstwo Finansów prowadzi programy emisji obligacji w takich walutach jak euro, dolar, funt, jen. Praktyka pokazała, iż w warunkach globalnej niepewności, kapitał przenosi się z krajów słabiej rozwiniętych do silnych gospodarek, czemu towarzyszy dewaluacja takich walut jak polski złoty. Oznacza to, iż z dnia na dzień potrzebujemy więcej złotówek, by spłacić dług. O tym jak duża jest nasza ekspozycja na ryzyko walutowe świadczy wartość naszego długu wyemitowanego w walutach obcych. Na koniec lipca 2020 wyniosła ona około 255,1 mld zł (23,4% całego długu Skarbu Państwa). Większość długu w walutach obcych nominowana jest w euro (81,3%) i dolarze (15,4%), a zatem są to waluty gospodarek rozwiniętych, więc w kryzysowym scenariuszu należy spodziewać się osłabienia naszej waluty względem euro oraz dolara i tym samym wzrostu wartości i kosztów obsługi długu zagranicznego.<br />Ryzyko gwałtownego załamania polskiej gospodarki może również odbyć się w okolicznościach, których powodem nie jest załamanie gospodarki światowej lub jest ono co najwyżej swoistym katalizatorem negatywnych procesów dokonujących się wewnątrz naszego kraju. Przykładem takich scenariuszów jest chociażby to, co wydarzyło się na Islandii w 2007 r. oraz w Grecji w roku 2008. Kryzys islandzki spowodowany był nadmiernym ryzykiem ponoszonym przez sektor finansowy, który w dodatku stał się ważnym elementem gospodarki tego wyspiarskiego kraju. Jeśli zaś chodzi o Grecję, trzeba przyznać, iż tamtejsi rządzący od lat wytrwale hodowali kryzys, zwiększając wydatki fiskalne, co przy braku odpowiedniej efektywności gospodarki oraz braku możliwości adekwatnych działań monetarnych ze względu na przynależność do strefy euro - skończyło się katastrofalnie. W obydwu przypadkach tendencje panujące na świecie sprzyjały rodzimym kryzysom, lecz skala nagromadzonych patologii gospodarczych każe szukać przyczyn przede wszystkim wewnątrz gospodarek wymienionych krajów.<br />Wobec powyższych przykładów, nasuwa się pytanie, czy nasze życie gospodarcze odróżnia nas od innych krajów czymś, co mogłoby sprawić, że tutaj kryzys w sposób szczególny nas przygniecie.<br />Polska nie wybija się ani pod względem skali zadłużenia ani innych miar ekonomicznych, gospodarczych, czy też demograficznych, na podstawie których można by stworzyć spójny scenariusz gwałtownej, acz lokalnej katastrofy. Oczywiście nie jest wykluczone, iż za sprawą wyjątkowo niekorzystnych okoliczności nasz kraj, jednak prześcignie resztę świata w wyścigu ku przepaści, jednak póki co Polska wydaje się znajdować w środku peletonu. Marne to pocieszenie dla nas, Polaków, jednak dopóty nasza polityka gospodarcza będzie naśladowała kraje uważane za rozwinięte, dopóki czekał będzie nas ten sam los. Co prawda już nieraz w historii udowodniliśmy, że potrafimy jako naród przetrwać, mimo skrajnie niekorzystnych warunków, lecz czy to pokolenie Polaków jest godne swoich przodków - okaże się w boju.<br />", "to": [ "https://www.w3.org/ns/activitystreams#Public" ], "cc": [ "https://www.minds.com/api/activitypub/users/1152260593936244746/followers" ], "tag": [], "url": "https://www.minds.com/newsfeed/1170702020827820032", "published": "2020-11-04T12:31:52+00:00", "source": { "content": "\"Jaki kryzys nas czeka? Kilka słów o stanie naszych finansów publicznych\"\nNie jest niczym odkrywczym, ani nie świadczy o bystrości umysłu obserwatora życia gospodarczego, jeśli wieszczy nadchodzący kryzys w czasach rozkwitu, a co dopiero gdy następuje widoczne spowolnienie gospodarcze i wszyscy - nawet ci średnio zorientowani w prawidłach ekonomii - przeczuwają nadchodzące zmiany. Warto się jednak zastanowić, jaki charakter będzie miał nadchodzący kryzys. Czy będzie niczym spektakularne zawalenie się przez lata wznoszonej budowli, czy raczej będziemy świadkami powolnego odpadania poszczególnych jej elementów, aż do obnażenia lichego szkieletu i fundamentów? Weźmy pod lupę pierwszy scenariusz. Otóż, patrząc na problem z perspektywy własnego podwórka, a jednocześnie nie tracąc z pola widzenia szerszej perspektywy, musimy stwierdzić, iż prawdopodobieństwo gwałtownego upadku polskiej gospodarki jest silnie skorelowane z możliwością wystąpienia globalnego krachu. Nie jesteśmy w stanie obronić się przed światowym załamaniem, bowiem nasza gospodarka jest silnie sprzęgnięta z międzynarodowym systemem gospodarczym. W 2019 roku nasz Produkt Krajowym Brutto (PKB) wyniósł 2,27 bln zł, natomiast wartość eksportu - 1,27 bln zł, a importu 1,15 bln zł. Mimo zastrzeżeń dotyczących sposobu liczenia PKB, bez wątpienia dane pozwalają prawidłowo zobrazować, jak silnie odczulibyśmy załamanie wymiany handlowej, które nieuchronnie towarzyszyłoby światowej recesji. \nHandel zagraniczny nie jest jednak jedynym kanałem, przez który bardzo szybko odczulibyśmy skutki kryzysu. Z roku na rok coraz większym problemem staje się dług publiczny, który według oficjalnych statystyk w 2019 r. sięgnął kwoty 1,045 bln zł (46 procent PKB). Trzeba mieć jednak na uwadze, iż tak naprawdę zadłużenie jest wyższe, bowiem do oficjalnych statystyk nie wlicza się chociażby zobowiązań z tytułu wypłaty przyszłych świadczeń emerytalnych, a ponadto krajowa metodologia liczenia długu publicznego nie uwzględnia niektórych podmiotów kontrolowanych przez Skarb Państwa, lecz formalnie będących poza sektorem finansów publicznych. Sztandarowym przykładem takiej jednostki jest Polski Fundusz Rozwoju (PFR SA), którego bilans i tym samym znaczenie w ostatnich latach gwałtownie rośnie, a szczytem jego zaangażowania w politykę fiskalną rządu było zaciągniecie zobowiązania w kwocie 100 mld złotych na tzw. tarczę antykryzysową. Można się spodziewać, iż to nie jedyne zadanie specjalne, do którego zostanie wykorzystany PFR. Zapewne rządzący coraz chętniej będą korzystali z tego typu instytucji, bo przecież niekorzystne wskaźniki zobowiązań negatywnie wpływają na wizerunek medialny rządu. Co więcej, osiągnięcie pewnych poziomów zadłużenia oznacza konieczność dostosowania ustawy budżetowej do wymogów, jakie narzuca z tego tytułu ustawa o finansach publicznych. Trzeba również pamiętać, iż przekroczenie wartości długu stanowiącego 3/5 rocznego PKB oznacza złamanie Konstytucji (art. 216, ust. 5).\nNie jest tajemnicą, że dług sektora publicznego z roku na rok nominalnie niemal ciągle rośnie (w 2010 wynosił 773,3 mld zł), co oczywiście przekłada się na zwiększone wydatki na jego obsługę i tutaj dochodzimy do bodaj najważniejszego zagadnienia związanego z zadłużeniem. Kto korzysta na pożyczaniu pieniędzy państwu i jakie korzyści z tego tytułu otrzymuje?\nZacznijmy od odpowiedzi na drugą część pytania, wyszukując w oficjalnych statystykach kwotę wydatkowaną na obsługę długu publicznego, która to w minionym roku wyniosła 27,3 mld zł. Komu przypadają odsetki będące główną pozycją ukrytą pod przytoczoną kategorią kosztów? Otóż w przybliżeniu można się tego dowiedzieć, analizując strukturę długu. Według danych z końca lipca 2020 roku wartość zadłużenia wobec inwestorów zagranicznych (tzw. nierezydenci) wyniosła około 370 mld zł, co stanowiło 33,8% całości długu Skarbu Państwa. Trzeba mieć świadomość, iż wśród podmiotów klasyfikowanych przez ministerialnych urzędników jako podmioty krajowe, często kryją się również podmioty kontrolowane z zagranicy. Przykładowo jeśli obligacje skarbowe kupi ING Bank Śląski, to w statystykach widnieje on jako podmiot krajowy, lecz nie trudno odkryć, że większościowym akcjonariuszem tego banku jest holenderska grupa ING. Dlaczego struktura własnościowa długu jest ważna? Z bardzo prostej przyczyny. Otóż, jest o wiele korzystniej dla danego państwa, jeżeli pożyczkodawcy mają wspólny interes w ratowaniu gospodarki narodowej. Nie chodzi wcale o myślenie w kategoriach zmowy dłużników zagranicznych wobec Polski, lecz o zdroworozsądkowe myślenie, bowiem czymś zrozumiałym byłoby, gdyby dysponenci zagranicznego kapitału w sytuacji powszechnego kryzysu, zaczęli wycofywać fundusze z ościennych krajów celem ratowania własnych gospodarek.\nA teraz wyobraźmy sobie, iż wybucha światowy kryzys i na najbliższej aukcji obligacji skarbowych, rząd nie znajduje chętnych na nabycie obligacji. W takiej sytuacji nawet największe sztuczki księgowe premiera Morawieckiego nie będą mogły sprawić, iż w budżecie pojawią się pieniądze. O tym, w jakich tarapatach znalazłoby się polskie państwo w sytuacji, w której nie jest w stanie pożyczyć na rynku finansowym pieniędzy, mówi nam miara zwana zapotrzebowaniem pożyczkowym brutto. W 2019 roku wyniosła ona 122,8 mld zł. Najczęściej posiadacze obligacji skarbowych decydują się na tzw. rolowanie obligacji, co oznacza, że w zamian za wymagalne w danym roku papiery wartościowe, godzą się otrzymać nowe. Większość zapotrzebowania zaspokajana jest właśnie w ten sposób, jednak w sytuacji krachu wierzyciele będą domagać się raczej pieniędzy zamiast papierów wartościowych, które lada chwila mogą stać się bezwartościowe. Dodać należy, że w ciągu najbliższych dwóch lat wartość naszego długu, który stanie się wymagalny wynosi 311,2 mld zł.\nJak zakopać wyrwę w budżecie na kilkaset miliardów złotych? Można ratować się na dwa sposoby. Krótkoterminowym lekarstwem może być sprzedaż posiadanego majątku, jednak takie działanie wymaga uruchomienia określonej procedury, która przeprowadzona w pośpiechu i w warunkach dekoniunktury, daje małe szanse na uzyskanie godziwej ceny. Prostszą metodą jest obcięcie wydatków budżetowych, jednak takie postępowanie może wywołać trudne do przewidzenia skutki społeczne, a w dodatku ograniczenie wydatków może okazać się niewystarczające. Przykładowo nawet gdyby zlikwidowano program 500+, nie rozwiązałoby to kłopotów, bowiem przyszłoroczne wydatki z tego tytułu wynoszą \"zaledwie\" 41 mld zł.\nNasza wrażliwość na zewnętrzne turbulencje gospodarcze nie sprowadza się jedynie do wielkości wymiany handlowej, czy struktury właścicielskiej długu publicznego. Istotnym kanałem zwiększającym podatność naszego państwa na światowy kryzys jest również kurs walutowy, który ma wpływ na wartość i tym samym koszty obsługi długu w walucie obcej, bowiem już od wielu lat Ministerstwo Finansów prowadzi programy emisji obligacji w takich walutach jak euro, dolar, funt, jen. Praktyka pokazała, iż w warunkach globalnej niepewności, kapitał przenosi się z krajów słabiej rozwiniętych do silnych gospodarek, czemu towarzyszy dewaluacja takich walut jak polski złoty. Oznacza to, iż z dnia na dzień potrzebujemy więcej złotówek, by spłacić dług. O tym jak duża jest nasza ekspozycja na ryzyko walutowe świadczy wartość naszego długu wyemitowanego w walutach obcych. Na koniec lipca 2020 wyniosła ona około 255,1 mld zł (23,4% całego długu Skarbu Państwa). Większość długu w walutach obcych nominowana jest w euro (81,3%) i dolarze (15,4%), a zatem są to waluty gospodarek rozwiniętych, więc w kryzysowym scenariuszu należy spodziewać się osłabienia naszej waluty względem euro oraz dolara i tym samym wzrostu wartości i kosztów obsługi długu zagranicznego.\nRyzyko gwałtownego załamania polskiej gospodarki może również odbyć się w okolicznościach, których powodem nie jest załamanie gospodarki światowej lub jest ono co najwyżej swoistym katalizatorem negatywnych procesów dokonujących się wewnątrz naszego kraju. Przykładem takich scenariuszów jest chociażby to, co wydarzyło się na Islandii w 2007 r. oraz w Grecji w roku 2008. Kryzys islandzki spowodowany był nadmiernym ryzykiem ponoszonym przez sektor finansowy, który w dodatku stał się ważnym elementem gospodarki tego wyspiarskiego kraju. Jeśli zaś chodzi o Grecję, trzeba przyznać, iż tamtejsi rządzący od lat wytrwale hodowali kryzys, zwiększając wydatki fiskalne, co przy braku odpowiedniej efektywności gospodarki oraz braku możliwości adekwatnych działań monetarnych ze względu na przynależność do strefy euro - skończyło się katastrofalnie. W obydwu przypadkach tendencje panujące na świecie sprzyjały rodzimym kryzysom, lecz skala nagromadzonych patologii gospodarczych każe szukać przyczyn przede wszystkim wewnątrz gospodarek wymienionych krajów.\nWobec powyższych przykładów, nasuwa się pytanie, czy nasze życie gospodarcze odróżnia nas od innych krajów czymś, co mogłoby sprawić, że tutaj kryzys w sposób szczególny nas przygniecie.\nPolska nie wybija się ani pod względem skali zadłużenia ani innych miar ekonomicznych, gospodarczych, czy też demograficznych, na podstawie których można by stworzyć spójny scenariusz gwałtownej, acz lokalnej katastrofy. Oczywiście nie jest wykluczone, iż za sprawą wyjątkowo niekorzystnych okoliczności nasz kraj, jednak prześcignie resztę świata w wyścigu ku przepaści, jednak póki co Polska wydaje się znajdować w środku peletonu. Marne to pocieszenie dla nas, Polaków, jednak dopóty nasza polityka gospodarcza będzie naśladowała kraje uważane za rozwinięte, dopóki czekał będzie nas ten sam los. Co prawda już nieraz w historii udowodniliśmy, że potrafimy jako naród przetrwać, mimo skrajnie niekorzystnych warunków, lecz czy to pokolenie Polaków jest godne swoich przodków - okaże się w boju.\n", "mediaType": "text/plain" } }, "id": "https://www.minds.com/api/activitypub/users/1152260593936244746/entities/urn:activity:1170702020827820032/activity" }, { "type": "Create", "actor": "https://www.minds.com/api/activitypub/users/1152260593936244746", "object": { "type": "Note", "id": "https://www.minds.com/api/activitypub/users/1152260593936244746/entities/urn:activity:1157399742664527872", "attributedTo": "https://www.minds.com/api/activitypub/users/1152260593936244746", "content": "\"Społeczna odpowiedzialność przedsiębiorstw\"<br />-Jaka jest różnica między Kalifornią a Titanikiem? Kiedy Titanic tonął, przynajmniej światła się paliły – tak żartował jeden z szefów Enronu o fatalnej sytuacji budżetowej stanu na skutek kryzysu energetycznego w latach 2000-2001. Kryzysu, który dodajmy, wywołał Enron, zarabiając na nim miliardy dolarów.<br />Na szczęście ostatecznie to Enron podzielił los Titanica, jednak pytanie o rolę przedsiębiorstw we współczesnej gospodarce rynkowej pozostaje otwarte. Czy jedynym sensem ich istnienia jest maksymalizacja zysków, a więc i ciągły pościg za jak najwyższymi wskaźnikami rentowności, by móc skutecznie konkurować ze swymi rywalami?<br />Otwarte jest tym samym pytanie, jak powinien zachowywać się każdy człowiek uczestniczący w procesach rynkowych.<br />Przed twierdzącą odpowiedzią na pierwsze pytanie, powstrzymuje chociażby idea społecznej odpowiedzialności w biznesie. Na warszawskiej giełdzie w 2009 roku powstał nawet specjalny indeks (RESPECT Index), w skład którego wchodzą spółki uznawane za podmioty prowadzące działalność w sposób społecznie odpowiedzialny.<br />Idea społecznej odpowiedzialności przedsiębiorstw nie pochodzi z naszego kraju. Na zachodzie znana jest od lat 70. i łączy się z koncepcją odpowiedzialnego inwestowania powstałą w latach 80 (SRI, socially responsible investing), na bazie której powstały liczne fundusze inwestycyjne, chwalące się tym, iż w proces inwestycyjny włączają czynniki społeczne, środowiskowe i związane z nadzorem korporacyjnym.<br />Powinienem był jednak zacząć od definicji społecznej odpowiedzialności w biznesie (Corporate Social Responsibility, CSR). Otóż koncepcja CSR zakłada, iż przedsiębiorstwa we wszystkich obszarach swojej działalności dobrowolnie uwzględniają interesy szeroko rozumianego otoczenia. Innymi słowy przedsiębiorstwa w myśl tej koncepcji powinny w swoich strategiach uwzględniać czynniki społeczne i ekologiczne, takie jak chociażby dbałość o prawa pracownicze, uczciwość wobec kontrahentów i konsumentów, dbałość o środowisko naturalne. Postulaty te brzmią tak naturalnie, są tak zgodne ze zdroworozsądkowymi oczekiwaniami, że ludzie, którzy wpadli na pomysł ich sformalizowania i opatrzenia trzywyrazowym sloganem, kryjącym się pod skrótem CSR, przypominają kogoś, kto w obecnych czasach ogłaszałby, iż wynalazł żarówkę, określając \"swój\" wynalazek inną nazwą. O co więc chodzi? Czy idea CSR nie jest przypadkiem propagandowym zabiegiem, mającym na celu zamaskowanie ciemnego oblicza kapitalizmu? Czy to nie aby - parafrazując hasła A. Dubceka - próba budowy kapitalizmu z ludzką twarzą?<br />Oczywiście nie trudno znaleźć przykłady odpowiedzialnych zachowań przedsiębiorstw. W 1997 roku Daimler wprowadził na rynek Mercedesa klasy A. Niestety okazało się, że przygotowany w pośpiechu nowy model nie spełniał norm bezpieczeństwa, bowiem samochód dachował podczas tzw. testu łosia polegającego na gwałtownym ominięciu przeszkody przy znacznej prędkości. Gdy wyszło to na jaw, koncern zawiesił produkcję, by ulepszyć model, montując m.in. elektroniczny system stabilizujący tor jazdy. Podobnie postąpił w 2010 roku koncern PSA, gdy testu łosia nie zaliczył Citroen Nemo. Nie ma się, co jednak zachwycać podanymi przykładami, bo gdyby te przedsiębiorstwa postąpiły inaczej, a więc starały się zatuszować sprawę – to z dużym prawdopodobieństwem należy stwierdzić, że takie działanie i tak byłoby nieskuteczne, co nie tylko odebrałoby produkowanym modelom szanse na sukces rynkowy, ale i odcisnęłoby się piętnem na całym wizerunku marki.<br />Naprawdę interesujące są przykłady, w których kierowanie się koncepcją CSR, nie jest w zgodzie z rachunkiem ekonomicznym przedsiębiorstwa. Działalność firmy Kredyty-Chwilówki sp. z o.o. polegała - jak sama nazwa wskazuje - na udzielaniu szybkich pożyczek. Oczywiście bardzo wysoko oprocentowanych. Jednocześnie pożyczkodawca chwalił się zaangażowaniem w szereg działań społecznych na rzecz chorych, ubogich oraz dzieci realizowanych przez Fundację \"Bliżej Szczęścia\", której fundatorami byli członkowie zarządu spółki Kredyty-Chwilówki. Nasuwa się wniosek, że gdyby szefowie tej firmy poważnie traktowali ideę odpowiedzialności społecznej w biznesie, to natychmiast musieliby zlikwidować swoją lichwiarską działalność, a wówczas wszyscy jej klienci uczyniliby duży krok, by znaleźć się bliżej szczęścia. Ostatecznie kłopoty finansowe związane z wpisaniem firmy przez KNF na listę ostrzeżeń publicznych i wiążącym się z tym śledztwem prokuratury dotyczącym działalności spółki oraz kara nałożona przez Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumenta za nieuczciwe praktyki sprzedażowe - doprowadziły w 2018 roku do upadłości tę spółkę, która przez lata była symbolem całej branży szybkich pożyczek.<br />Inny przykład hipokryzji z naszego podwórka. ING Bank Śląski wchodzi w skład wspomnianego już RESPECT Index od 2009 roku, a jednocześnie ten bank był jednym z dystrybutorów tzw. toksycznych opcji walutowych, które za sprawą osłabienia polskiej waluty począwszy od 2008 roku – doprowadziły do bankructwa niejedno polskie przedsiębiorstwo. <br />Warto zastanowić się, czy obecny system kapitalistyczny sprzyja prowadzeniu działalności w sposób etyczny. Załóżmy, iż w hipotetycznym, stosunkowo dobrze rozwiniętym kraju X istnieje branża obuwnicza, w której panuje duża konkurencja przy stosunkowo jednorodnych produktach, a rynkiem rządzi tzw. niewidzialna ręka rynku. Załóżmy również, iż producenci zarabiają umiarkowaną, lecz podobną marżę na sprzedawanych wyrobach. Jeśli część wytwórców zjednoczy swój potencjał kapitałowy (np. poprzez fuzje czy kartel) i dzięki temu zainwestuje posiadane nadwyżki w przeniesienie swojej działalność do krajów Trzeciego Świata, w rezultacie czego koszty produkcji drastycznie spadną, to w ten sposób znacznie zwiększy się marża przedsiębiorców, co pozwoli im zaoferować konsumentom niższe ceny. Sprytni producenci równolegle mogliby położyć większy nacisk na działalność marketingową, zwiększając tym samym jeszcze bardziej sprzedaż. Zadowoleni ze spadku cen będą konsumenci, choć tylko krótkoterminowo, ponieważ w sytuacji nieuchronnego zdominowania rynku przez kartel nic nie stoi na przeszkodzie do obniżania jakości produktów lub stopniowego podnoszenia ich cen. Najwięcej korzyści przypadnie zarządzającym oraz akcjonariuszom firm przynoszących coraz większe dochody. Konkurenci, którzy nie dostosują się do nowych reguł gry – po prosu z niej wypadną. Cały „postęp” w główniej mierze odbędzie się kosztem obywateli państw Trzeciego Świata, lecz za zarobione pieniądze będzie można ich uciszać, podżegając do wojny czy też przekupując tamtejszych polityków. <br />Dochodzimy więc do konkluzji, że mechanizm rynkowy sam w sobie nie hamuje, a nawet sprzyja występowaniu patologicznych zjawisk. System ten jednak nie jest tworem niezależnym, czymś, co wymknęło się spod kontroli, ale istnieje za sprawą i dla dobra konkretnych ludzi, mogących wpływać na obowiązujące normy prawne oraz instytucje stojące na straży ich przestrzegania. W powyższym scenariuszu konsumenci mogą więc skutecznie wymusić na przedsiębiorcach etyczne postępowanie zarówno na rynku wewnętrznym, jak i poza granicami.<br />Skoro mowa o etyce, to pytanie brzmi, na ile współczesna gospodarka jest oparta na kłamstwie, kradzieży, wyzysku i tym podobnych wynaturzeniach. W zależności od zajmowanej pozycji w hierarchii społecznej każda osoba będzie miała inny osąd na ten temat. Niezależnie jednak od diagnozy, nietrudno wskazać grupy, które będą zainteresowane utrzymywaniem, a nawet pogłębianiem negatywnych zjawisk. W pierwszym rzędzie są nimi właściciele korporacji, bo to oni czerpią największe zyski z globalnej gospodarki. Nie bez winny są także ci, którzy powinni stać na straży praw obywatelskich. Mowa oczywiście o politykach. To smutne, zważywszy, iż większość krajów o systemie rynkowych to przecież demokracje. <br />Jak do tego wszystkiego ma się szlachetna idea CSR? Cóż, niestety wygląda na to, że jej twórcom przyświecało raczej marketingowe podejście. Skoro ludzie chcą mieć poczucie, że przedsiębiorstwa, z których usług i produktów korzystają, postępują zgodnie z normami powszechnie uznanymi za dobre - to warto im takie poczucie zapewnić nawet jeśli miałoby się to odbyć kosztem prawdy.<br />W Polsce ten swoisty marketing prowadzi i promuje od kilkunastu lat m.in. Stowarzyszenie Forum Odpowiedzialnego Biznesu poprzez organizowanie konferencji, targów, wydawanie publikacji. W 2017 roku przychody, które stowarzyszenie pozyskało na swoją działalność, wyniosły 1,64 mln złotych. Wśród firm wspierających tę organizację, nagradzanych i promowanych za działania społeczne znajdują się znane przedsiębiorstwa: Tesco, Provident, Jeronimo Martins, Ergo Hestia, GlaxoSmithKline, Znane również z oszustw finansowych, łamania praw pracowniczych, czy też nieuczciwej konkurencji.<br />Oczywiście samo sprzężenie marketingu i odpowiedzialnego działania nie jest niczym złym, ponieważ nie ma lepszej sytuacji od takiej, w której dobre postępowanie jest równocześnie zyskowne. Naganna natomiast jest sytuacja, w której buduję się wizerunek marketingowy przedsiębiorstwa tylko po to, by zakrywać ciemne strony jego działalności. Innymi słowy, czy złodzieja, który oddał na cele dobroczynne kilka procent swojego \"zarobku\" nazwiemy szlachetnym człowiekiem. Ktoś mógłby zarzucić, że to przesadne porównanie, jednak dokładnie z taką sytuacją mieliśmy do czynienia w przypadku SKOKu Wołomin, który w 2014 roku był wyróżniany za działania w obszarze społecznym, a kilka lat później okazało się, że gdzieś \"zawieruszyło się\" 3 mld zł i do tej pory prokuratura i syndyk nie są w stanie znaleźć większości zaginionego majątku parabanku.<br />Dla porównania w przypadku głośnej sprawy Amber Gold zniknęło \"tylko\" 850 mln zł. Swoją drogą Marcin P., szef Amber Gold, również wykazał się działaniami społecznymi, ponieważ wsparł półtora milionowymi darowiznami gdańskie zoo oraz klasztor dominikanów.<br />Można oczywiście twierdzić, iż są to marginalne przypadki, lecz w istocie, czym różni się ordynarna kradzież w wykonaniu szefów SKOK Wołomin czy też Amber Gold od umieszczania skrajnie niekorzystnych zapisów w umowach dla klientów tzw. polisolokat, które dystrybuowała m. in. Egro Hestia. Moim zdaniem jedynie formą.<br />Największym jednak zagrożeniem, jakie przemycane jest pod szlachetnym przykryciem idei CSR, są destruktywne ideologie społeczne i polityczne.<br />Promowana przez Stowarzyszenia Forum Odpowiedzialnego Biznesu inicjatywa pod nazwą \"Karta różnorodności\" zobowiązuje sygnatariuszy do równego traktowania pracowników bez względu na m.in. \"orientację psychoseksualną, tożsamość płciową\". Skręt na lewo widać nie tylko po nowomowie określającej dewiacje płciowe, ale również po aktywistach upowszechniających ideę CSR. Przykładowo pani Mirella Panek-Owsiańska - była prezes wspomnianego Stowarzyszenia Forum Odpowiedzialnego Biznesu - w latach 2002-2015 pełniła funkcję członka zarządu w Fundacji Klub Obywatelski, której celem działania było m.in. promowanie wśród Polaków integracji europejskiej i członkostwa w Unii Europejskiej, prowadzenie działalności edukacyjnej dotyczącej demokracji, praw człowieka, spraw społecznych, polityki zagranicznej oraz problemów gospodarczych.<br />We władzach owej fundacji występowały takie \"nieskazitelne\" postacie jak: Ryszard Petru, Tadeusz Syryjczyk, Hanna Suchocka, Janusz Lewandowski, czy Aleksander Smolar - prezes Fundacji im. Stefana Batorego. Wracając do Pani Mirelli, jeśli ktoś miałby jeszcze wątpliwości, jakie poglądy społeczne i polityczne wyznaje, to musiałyby być one rozwiane, gdy nasza postępowa pani prezes publicznie wyraziła poparcie dla działalności Roberta Biedronia.<br />Żeby jednak z jednej strony nie otwierać haniebnych wątków transformacji gospodarczej w Polsce, a z drugiej nie popaść w rozpacz na myśl o tęczowej przyszłości naszej ojczyzny warto na zakończenie poszukać jakiegoś optymistycznego akcentu. <br />Otóż trzeba jasno powiedzieć, iż idea społecznej odpowiedzialności biznesu jest co do zasady słuszna, nawet jeśli jest ona traktowana przez jej propagatorów powierzchownie oraz instrumentalnie. Każde przedsiębiorstwo powinno przynosić społeczeństwu wartość dodaną, nie tylko liczoną na podstawie wypracowanego zysku. Niezwykle cenne jest położenie nacisku na etyczny aspekt gospodarowania i promowanie tych przedsiębiorstw, których kierownictwo zdaje sobie sprawę z wielorakiego wpływu swojej działalności na otoczenie oraz stara się, by ten wpływ był korzystny. Nie ma nic nagannego w chwaleniu się rozwiązaniami mającymi na celu osiąganie tych szerszych i dalszych celów. W ten sposób przedsiębiorstwa niejako wychowują konsumentów, którzy uczą się również takiego spojrzenia oraz pod tym kątem dokonują wyborów konsumenckich, wspierając te firmy, które stawiają na rozwój pożyteczny dla wszystkich. Oprócz ceny i jakości powinna to być więc jeszcze jedna przesłanka, którą kierują się konsumenci, a więc z punktu widzenia przedsiębiorstwa możliwe jest zaoferowanie droższych od konkurencji produktów i zachowanie udziału w rynku. Teoretycznie wygląda to bardzo prosto i harmonijnie, jednak trzeba mieć oczy szeroko otwarte, bowiem pod tę szlachetną ideę podpinają się takie przedsiębiorstwa, których działalność podstawowa jest destruktywna dla otoczenia, takie, które chcą przykryć pewne szkodliwe aspekty swojej działalności oraz, co najczęstsze, takie, które ideę CSR traktują jedynie jako jeszcze jedną, a przy tym stosunkowo tanią, formę marketingu. Co gorsza idea społecznej odpowiedzialności przedsiębiorstw bywa wykorzystywana do forsowania zgubnych dla narodu ideologii.<br />Pamiętajmy jednak, że to od nas w dużym stopniu zależy, jakie produkty kupujemy, jakiemu przekazowi medialnemu dajemy wiarę i jakie działania podejmujemy, by przymusić osoby oraz instytucje odpowiedzialne za szeroko rozumiane dobro społeczne do działania zgodnie z ich misją. Zamiast popadać w tępe i ślepe poczucie wszędobylskiego, osaczającego nas zła, bądźmy raczej dociekliwi w szukaniu i świadomym wybieraniu prawdziwego dobra - nie tylko tego leżącego na półkach naszych sklepów. ", "to": [ "https://www.w3.org/ns/activitystreams#Public" ], "cc": [ "https://www.minds.com/api/activitypub/users/1152260593936244746/followers" ], "tag": [], "url": "https://www.minds.com/newsfeed/1157399742664527872", "published": "2020-09-28T19:33:22+00:00", "source": { "content": "\"Społeczna odpowiedzialność przedsiębiorstw\"\n-Jaka jest różnica między Kalifornią a Titanikiem? Kiedy Titanic tonął, przynajmniej światła się paliły – tak żartował jeden z szefów Enronu o fatalnej sytuacji budżetowej stanu na skutek kryzysu energetycznego w latach 2000-2001. Kryzysu, który dodajmy, wywołał Enron, zarabiając na nim miliardy dolarów.\nNa szczęście ostatecznie to Enron podzielił los Titanica, jednak pytanie o rolę przedsiębiorstw we współczesnej gospodarce rynkowej pozostaje otwarte. Czy jedynym sensem ich istnienia jest maksymalizacja zysków, a więc i ciągły pościg za jak najwyższymi wskaźnikami rentowności, by móc skutecznie konkurować ze swymi rywalami?\nOtwarte jest tym samym pytanie, jak powinien zachowywać się każdy człowiek uczestniczący w procesach rynkowych.\nPrzed twierdzącą odpowiedzią na pierwsze pytanie, powstrzymuje chociażby idea społecznej odpowiedzialności w biznesie. Na warszawskiej giełdzie w 2009 roku powstał nawet specjalny indeks (RESPECT Index), w skład którego wchodzą spółki uznawane za podmioty prowadzące działalność w sposób społecznie odpowiedzialny.\nIdea społecznej odpowiedzialności przedsiębiorstw nie pochodzi z naszego kraju. Na zachodzie znana jest od lat 70. i łączy się z koncepcją odpowiedzialnego inwestowania powstałą w latach 80 (SRI, socially responsible investing), na bazie której powstały liczne fundusze inwestycyjne, chwalące się tym, iż w proces inwestycyjny włączają czynniki społeczne, środowiskowe i związane z nadzorem korporacyjnym.\nPowinienem był jednak zacząć od definicji społecznej odpowiedzialności w biznesie (Corporate Social Responsibility, CSR). Otóż koncepcja CSR zakłada, iż przedsiębiorstwa we wszystkich obszarach swojej działalności dobrowolnie uwzględniają interesy szeroko rozumianego otoczenia. Innymi słowy przedsiębiorstwa w myśl tej koncepcji powinny w swoich strategiach uwzględniać czynniki społeczne i ekologiczne, takie jak chociażby dbałość o prawa pracownicze, uczciwość wobec kontrahentów i konsumentów, dbałość o środowisko naturalne. Postulaty te brzmią tak naturalnie, są tak zgodne ze zdroworozsądkowymi oczekiwaniami, że ludzie, którzy wpadli na pomysł ich sformalizowania i opatrzenia trzywyrazowym sloganem, kryjącym się pod skrótem CSR, przypominają kogoś, kto w obecnych czasach ogłaszałby, iż wynalazł żarówkę, określając \"swój\" wynalazek inną nazwą. O co więc chodzi? Czy idea CSR nie jest przypadkiem propagandowym zabiegiem, mającym na celu zamaskowanie ciemnego oblicza kapitalizmu? Czy to nie aby - parafrazując hasła A. Dubceka - próba budowy kapitalizmu z ludzką twarzą?\nOczywiście nie trudno znaleźć przykłady odpowiedzialnych zachowań przedsiębiorstw. W 1997 roku Daimler wprowadził na rynek Mercedesa klasy A. Niestety okazało się, że przygotowany w pośpiechu nowy model nie spełniał norm bezpieczeństwa, bowiem samochód dachował podczas tzw. testu łosia polegającego na gwałtownym ominięciu przeszkody przy znacznej prędkości. Gdy wyszło to na jaw, koncern zawiesił produkcję, by ulepszyć model, montując m.in. elektroniczny system stabilizujący tor jazdy. Podobnie postąpił w 2010 roku koncern PSA, gdy testu łosia nie zaliczył Citroen Nemo. Nie ma się, co jednak zachwycać podanymi przykładami, bo gdyby te przedsiębiorstwa postąpiły inaczej, a więc starały się zatuszować sprawę – to z dużym prawdopodobieństwem należy stwierdzić, że takie działanie i tak byłoby nieskuteczne, co nie tylko odebrałoby produkowanym modelom szanse na sukces rynkowy, ale i odcisnęłoby się piętnem na całym wizerunku marki.\nNaprawdę interesujące są przykłady, w których kierowanie się koncepcją CSR, nie jest w zgodzie z rachunkiem ekonomicznym przedsiębiorstwa. Działalność firmy Kredyty-Chwilówki sp. z o.o. polegała - jak sama nazwa wskazuje - na udzielaniu szybkich pożyczek. Oczywiście bardzo wysoko oprocentowanych. Jednocześnie pożyczkodawca chwalił się zaangażowaniem w szereg działań społecznych na rzecz chorych, ubogich oraz dzieci realizowanych przez Fundację \"Bliżej Szczęścia\", której fundatorami byli członkowie zarządu spółki Kredyty-Chwilówki. Nasuwa się wniosek, że gdyby szefowie tej firmy poważnie traktowali ideę odpowiedzialności społecznej w biznesie, to natychmiast musieliby zlikwidować swoją lichwiarską działalność, a wówczas wszyscy jej klienci uczyniliby duży krok, by znaleźć się bliżej szczęścia. Ostatecznie kłopoty finansowe związane z wpisaniem firmy przez KNF na listę ostrzeżeń publicznych i wiążącym się z tym śledztwem prokuratury dotyczącym działalności spółki oraz kara nałożona przez Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumenta za nieuczciwe praktyki sprzedażowe - doprowadziły w 2018 roku do upadłości tę spółkę, która przez lata była symbolem całej branży szybkich pożyczek.\nInny przykład hipokryzji z naszego podwórka. ING Bank Śląski wchodzi w skład wspomnianego już RESPECT Index od 2009 roku, a jednocześnie ten bank był jednym z dystrybutorów tzw. toksycznych opcji walutowych, które za sprawą osłabienia polskiej waluty począwszy od 2008 roku – doprowadziły do bankructwa niejedno polskie przedsiębiorstwo. \nWarto zastanowić się, czy obecny system kapitalistyczny sprzyja prowadzeniu działalności w sposób etyczny. Załóżmy, iż w hipotetycznym, stosunkowo dobrze rozwiniętym kraju X istnieje branża obuwnicza, w której panuje duża konkurencja przy stosunkowo jednorodnych produktach, a rynkiem rządzi tzw. niewidzialna ręka rynku. Załóżmy również, iż producenci zarabiają umiarkowaną, lecz podobną marżę na sprzedawanych wyrobach. Jeśli część wytwórców zjednoczy swój potencjał kapitałowy (np. poprzez fuzje czy kartel) i dzięki temu zainwestuje posiadane nadwyżki w przeniesienie swojej działalność do krajów Trzeciego Świata, w rezultacie czego koszty produkcji drastycznie spadną, to w ten sposób znacznie zwiększy się marża przedsiębiorców, co pozwoli im zaoferować konsumentom niższe ceny. Sprytni producenci równolegle mogliby położyć większy nacisk na działalność marketingową, zwiększając tym samym jeszcze bardziej sprzedaż. Zadowoleni ze spadku cen będą konsumenci, choć tylko krótkoterminowo, ponieważ w sytuacji nieuchronnego zdominowania rynku przez kartel nic nie stoi na przeszkodzie do obniżania jakości produktów lub stopniowego podnoszenia ich cen. Najwięcej korzyści przypadnie zarządzającym oraz akcjonariuszom firm przynoszących coraz większe dochody. Konkurenci, którzy nie dostosują się do nowych reguł gry – po prosu z niej wypadną. Cały „postęp” w główniej mierze odbędzie się kosztem obywateli państw Trzeciego Świata, lecz za zarobione pieniądze będzie można ich uciszać, podżegając do wojny czy też przekupując tamtejszych polityków. \nDochodzimy więc do konkluzji, że mechanizm rynkowy sam w sobie nie hamuje, a nawet sprzyja występowaniu patologicznych zjawisk. System ten jednak nie jest tworem niezależnym, czymś, co wymknęło się spod kontroli, ale istnieje za sprawą i dla dobra konkretnych ludzi, mogących wpływać na obowiązujące normy prawne oraz instytucje stojące na straży ich przestrzegania. W powyższym scenariuszu konsumenci mogą więc skutecznie wymusić na przedsiębiorcach etyczne postępowanie zarówno na rynku wewnętrznym, jak i poza granicami.\nSkoro mowa o etyce, to pytanie brzmi, na ile współczesna gospodarka jest oparta na kłamstwie, kradzieży, wyzysku i tym podobnych wynaturzeniach. W zależności od zajmowanej pozycji w hierarchii społecznej każda osoba będzie miała inny osąd na ten temat. Niezależnie jednak od diagnozy, nietrudno wskazać grupy, które będą zainteresowane utrzymywaniem, a nawet pogłębianiem negatywnych zjawisk. W pierwszym rzędzie są nimi właściciele korporacji, bo to oni czerpią największe zyski z globalnej gospodarki. Nie bez winny są także ci, którzy powinni stać na straży praw obywatelskich. Mowa oczywiście o politykach. To smutne, zważywszy, iż większość krajów o systemie rynkowych to przecież demokracje. \nJak do tego wszystkiego ma się szlachetna idea CSR? Cóż, niestety wygląda na to, że jej twórcom przyświecało raczej marketingowe podejście. Skoro ludzie chcą mieć poczucie, że przedsiębiorstwa, z których usług i produktów korzystają, postępują zgodnie z normami powszechnie uznanymi za dobre - to warto im takie poczucie zapewnić nawet jeśli miałoby się to odbyć kosztem prawdy.\nW Polsce ten swoisty marketing prowadzi i promuje od kilkunastu lat m.in. Stowarzyszenie Forum Odpowiedzialnego Biznesu poprzez organizowanie konferencji, targów, wydawanie publikacji. W 2017 roku przychody, które stowarzyszenie pozyskało na swoją działalność, wyniosły 1,64 mln złotych. Wśród firm wspierających tę organizację, nagradzanych i promowanych za działania społeczne znajdują się znane przedsiębiorstwa: Tesco, Provident, Jeronimo Martins, Ergo Hestia, GlaxoSmithKline, Znane również z oszustw finansowych, łamania praw pracowniczych, czy też nieuczciwej konkurencji.\nOczywiście samo sprzężenie marketingu i odpowiedzialnego działania nie jest niczym złym, ponieważ nie ma lepszej sytuacji od takiej, w której dobre postępowanie jest równocześnie zyskowne. Naganna natomiast jest sytuacja, w której buduję się wizerunek marketingowy przedsiębiorstwa tylko po to, by zakrywać ciemne strony jego działalności. Innymi słowy, czy złodzieja, który oddał na cele dobroczynne kilka procent swojego \"zarobku\" nazwiemy szlachetnym człowiekiem. Ktoś mógłby zarzucić, że to przesadne porównanie, jednak dokładnie z taką sytuacją mieliśmy do czynienia w przypadku SKOKu Wołomin, który w 2014 roku był wyróżniany za działania w obszarze społecznym, a kilka lat później okazało się, że gdzieś \"zawieruszyło się\" 3 mld zł i do tej pory prokuratura i syndyk nie są w stanie znaleźć większości zaginionego majątku parabanku.\nDla porównania w przypadku głośnej sprawy Amber Gold zniknęło \"tylko\" 850 mln zł. Swoją drogą Marcin P., szef Amber Gold, również wykazał się działaniami społecznymi, ponieważ wsparł półtora milionowymi darowiznami gdańskie zoo oraz klasztor dominikanów.\nMożna oczywiście twierdzić, iż są to marginalne przypadki, lecz w istocie, czym różni się ordynarna kradzież w wykonaniu szefów SKOK Wołomin czy też Amber Gold od umieszczania skrajnie niekorzystnych zapisów w umowach dla klientów tzw. polisolokat, które dystrybuowała m. in. Egro Hestia. Moim zdaniem jedynie formą.\nNajwiększym jednak zagrożeniem, jakie przemycane jest pod szlachetnym przykryciem idei CSR, są destruktywne ideologie społeczne i polityczne.\nPromowana przez Stowarzyszenia Forum Odpowiedzialnego Biznesu inicjatywa pod nazwą \"Karta różnorodności\" zobowiązuje sygnatariuszy do równego traktowania pracowników bez względu na m.in. \"orientację psychoseksualną, tożsamość płciową\". Skręt na lewo widać nie tylko po nowomowie określającej dewiacje płciowe, ale również po aktywistach upowszechniających ideę CSR. Przykładowo pani Mirella Panek-Owsiańska - była prezes wspomnianego Stowarzyszenia Forum Odpowiedzialnego Biznesu - w latach 2002-2015 pełniła funkcję członka zarządu w Fundacji Klub Obywatelski, której celem działania było m.in. promowanie wśród Polaków integracji europejskiej i członkostwa w Unii Europejskiej, prowadzenie działalności edukacyjnej dotyczącej demokracji, praw człowieka, spraw społecznych, polityki zagranicznej oraz problemów gospodarczych.\nWe władzach owej fundacji występowały takie \"nieskazitelne\" postacie jak: Ryszard Petru, Tadeusz Syryjczyk, Hanna Suchocka, Janusz Lewandowski, czy Aleksander Smolar - prezes Fundacji im. Stefana Batorego. Wracając do Pani Mirelli, jeśli ktoś miałby jeszcze wątpliwości, jakie poglądy społeczne i polityczne wyznaje, to musiałyby być one rozwiane, gdy nasza postępowa pani prezes publicznie wyraziła poparcie dla działalności Roberta Biedronia.\nŻeby jednak z jednej strony nie otwierać haniebnych wątków transformacji gospodarczej w Polsce, a z drugiej nie popaść w rozpacz na myśl o tęczowej przyszłości naszej ojczyzny warto na zakończenie poszukać jakiegoś optymistycznego akcentu. \nOtóż trzeba jasno powiedzieć, iż idea społecznej odpowiedzialności biznesu jest co do zasady słuszna, nawet jeśli jest ona traktowana przez jej propagatorów powierzchownie oraz instrumentalnie. Każde przedsiębiorstwo powinno przynosić społeczeństwu wartość dodaną, nie tylko liczoną na podstawie wypracowanego zysku. Niezwykle cenne jest położenie nacisku na etyczny aspekt gospodarowania i promowanie tych przedsiębiorstw, których kierownictwo zdaje sobie sprawę z wielorakiego wpływu swojej działalności na otoczenie oraz stara się, by ten wpływ był korzystny. Nie ma nic nagannego w chwaleniu się rozwiązaniami mającymi na celu osiąganie tych szerszych i dalszych celów. W ten sposób przedsiębiorstwa niejako wychowują konsumentów, którzy uczą się również takiego spojrzenia oraz pod tym kątem dokonują wyborów konsumenckich, wspierając te firmy, które stawiają na rozwój pożyteczny dla wszystkich. Oprócz ceny i jakości powinna to być więc jeszcze jedna przesłanka, którą kierują się konsumenci, a więc z punktu widzenia przedsiębiorstwa możliwe jest zaoferowanie droższych od konkurencji produktów i zachowanie udziału w rynku. Teoretycznie wygląda to bardzo prosto i harmonijnie, jednak trzeba mieć oczy szeroko otwarte, bowiem pod tę szlachetną ideę podpinają się takie przedsiębiorstwa, których działalność podstawowa jest destruktywna dla otoczenia, takie, które chcą przykryć pewne szkodliwe aspekty swojej działalności oraz, co najczęstsze, takie, które ideę CSR traktują jedynie jako jeszcze jedną, a przy tym stosunkowo tanią, formę marketingu. Co gorsza idea społecznej odpowiedzialności przedsiębiorstw bywa wykorzystywana do forsowania zgubnych dla narodu ideologii.\nPamiętajmy jednak, że to od nas w dużym stopniu zależy, jakie produkty kupujemy, jakiemu przekazowi medialnemu dajemy wiarę i jakie działania podejmujemy, by przymusić osoby oraz instytucje odpowiedzialne za szeroko rozumiane dobro społeczne do działania zgodnie z ich misją. Zamiast popadać w tępe i ślepe poczucie wszędobylskiego, osaczającego nas zła, bądźmy raczej dociekliwi w szukaniu i świadomym wybieraniu prawdziwego dobra - nie tylko tego leżącego na półkach naszych sklepów. ", "mediaType": "text/plain" } }, "id": "https://www.minds.com/api/activitypub/users/1152260593936244746/entities/urn:activity:1157399742664527872/activity" }, { "type": "Create", "actor": "https://www.minds.com/api/activitypub/users/1152260593936244746", "object": { "type": "Note", "id": "https://www.minds.com/api/activitypub/users/1152260593936244746/entities/urn:activity:1154319408012746752", "attributedTo": "https://www.minds.com/api/activitypub/users/1152260593936244746", "content": "Mamy do czynienia z bezprecedensowymi zdarzeniami, bowiem wolą naczelnika Jarosława Kaczyńskiego w ekspresowym tempie wprowadzono ustawę, na mocy której zlikwidowana ma być cała branża hodowli zwierząt futerkowych w Polsce. Przepisy dotkną również hodowców bydła i drobiu, którzy swoją produkcję przeznaczają na rynki eksportowe do krajów, w których spożywa się mięso z uboju rytualnego. <br />Ustawę może zablokować jeszcze Prezydent Andrzej Duda, którego w poprzednich wyborach prezydenckich rolnicy gremialnie wsparli. Czas się odwdzięczyć, Panie Prezydencie!<br />Petycje wzywającą Andrzej Dudę do zawetowania szkodliwej dla Polaków ustawy można podpisać tutaj:<br /><a href=\"https://5przeciwrolnikom.pl/\" target=\"_blank\">https://5przeciwrolnikom.pl/</a>", "to": [ "https://www.w3.org/ns/activitystreams#Public" ], "cc": [ "https://www.minds.com/api/activitypub/users/1152260593936244746/followers" ], "tag": [], "url": "https://www.minds.com/newsfeed/1154319408012746752", "published": "2020-09-20T07:33:13+00:00", "source": { "content": "Mamy do czynienia z bezprecedensowymi zdarzeniami, bowiem wolą naczelnika Jarosława Kaczyńskiego w ekspresowym tempie wprowadzono ustawę, na mocy której zlikwidowana ma być cała branża hodowli zwierząt futerkowych w Polsce. Przepisy dotkną również hodowców bydła i drobiu, którzy swoją produkcję przeznaczają na rynki eksportowe do krajów, w których spożywa się mięso z uboju rytualnego. \nUstawę może zablokować jeszcze Prezydent Andrzej Duda, którego w poprzednich wyborach prezydenckich rolnicy gremialnie wsparli. Czas się odwdzięczyć, Panie Prezydencie!\nPetycje wzywającą Andrzej Dudę do zawetowania szkodliwej dla Polaków ustawy można podpisać tutaj:\nhttps://5przeciwrolnikom.pl/", "mediaType": "text/plain" } }, "id": "https://www.minds.com/api/activitypub/users/1152260593936244746/entities/urn:activity:1154319408012746752/activity" } ], "id": "https://www.minds.com/api/activitypub/users/1152260593936244746/outbox", "partOf": "https://www.minds.com/api/activitypub/users/1152260593936244746/outboxoutbox" }